Czy przyszło Wam kiedyś do głowy, że Bóg może być Wam za coś wdzięczny?

Jestem bardzo poruszona tą myślą. W czasie modlitwy Drogą Krzyżową (taką bez gotowych rozważań, tylko stacja i otwarta głowa/serce w milczeniu) zaraz przy stacji drugiej: Jezus bierze krzyż na swoje ramiona, przyszła mi do głowy i zmieszała bardzo. Jak to – Bóg mi dziękuje i jest mi wdzięczny? Przecież to ja powinnam dziękować za wszystko i trwać we wdzięczności. Za Jego Miłość. Za bezinteresowność. Za to, że wziął moje grzechy na siebie. Za to, że cierpiał/pi  dla mnie i przeze mnie.

Dlaczego Boże szepczesz mi: „Jestem Ci wdzięczny, dziękuje” i wyliczasz, przypominając mi  wszystkie moje ciemności, straszne chwile, choroby, rozczarowania, bezradność, moje błagania w chwilach grozy, moją niepewność czy mnie słyszysz, strach o moich najbliższych, rozpacz, uczucie odrzucenia, samotność. Wszystkie znaczące dla mnie chwile cierpienia i współcierpienia z bliskimi?

Konkretne obrazy z całym ładunkiem emocji.

„Bo wzięłaś swój krzyż bez narzekania. Bo pomagałaś go nieść swoim bliskim. Bo nie uciekłaś, nie porzuciłaś ani podrzuciłaś komuś innemu swojego krzyża. Bo mi go oddawałaś. Bo w ten sposób Mi pomagałaś. Jestem Ci bardzo wdzięczny”.

„Jezu, więc Ty to wszystko widziałeś! Byłeś przy mnie! I nie było/jest to na marne!”

Uśmiecham się trochę zawstydzona.

„Dziękuję, że pokazałeś mi wartość mojego cierpienia i źe mogłam Twoimi oczami, choć przez chwilkę popatrzeć na siebie.”