p1030162

wszystkie zdjęcia są moje

Na Maderze brakuje mi tylko jednego – plaży na której można się wyciągnąć i piasku, który mogę przepuścić przez palce  (nic bardziej mnie nie relaksuje; jeśli nigdy nie próbowaliście spróbujcie nabrać pełną garść i pozwolić mu uciekać z dłoni, może i Wam się spodoba – nie ma to nic wspólnego z uczuciem 🙂 uciekającego czasu ). Porto Santo jest ok 2,5 godziny promem od portu w Funchal. Jest tu szeroka plaża, proste jedzenie i wyspiarsko-turystyczny spokój. O wszystkich urokach turystycznych i innych leczniczych zaletach piasku możecie poczytać tutaj.

Nas zauroczył przede wszystkim spokój, niespieszność przez nas wyczuwalny od „pierwszej nogi” na lądzie.

Nie musieliśmy biegać, by zdążyć zobaczyć wszystko, co trzeba :), bo wszystko jest pod ręką. Miejscowi ludzie mili, ale czuć w nich pewną twardość, powagę i szacunek do natury. Mieszkając na małej wyspie skąd nie ma szybkiej ucieczki trzeba liczyć nie tylko na siebie, ale jedni na drugich i przede wszystkim Tego, który ma moc nad siłami przyrody. Piękna prostota życia. Wcale mnie nie dziwi, ze Krzysztof Kolumb znalazł właśnie tutaj miłość i spędził, chyba szczęśliwy kawałek swojego życia.

Ja w każdym razie, doświadczyłam tutaj pewnego rodzaju błogostanu ciała i pokornego błogostanu duszy. Na kontynencie, gdzie przestrzeń jest pewnego rodzaju poczuciem bezpieczeństwa, a wolność przemieszczania się może dawać ułudę, że wszystko  zależy ode mnie, to tu w paradoksalny sposób, skurczony świat wyspy przeniósł mnie w świat bezgranicznego, wszechobecnego Boga. Na tej wysepce poczułam na własnej skórze, że nawet na maleńkiej przestrzeni czasu i miejsca, i bycia zależnym od wielu innych czynników mogę czuć się zupełnie wolna, bo to On jest moją bezpieczną przestrzenią w której żyję, poruszam się i jestem (Dz 17,28)