Slow life, slow food, slow garden, slow fashion …  🙂

Wszystkie te „nowe” pojęcia, sposoby na życie bardziej świadome, głębsze,wartościowsze, smakowitsze i piękniejsze są mi bardzo bliskie. Są one chyba najlepszą odpowiedzią na styl życia narzucany nam przez codzienność: konsumpcjonizm, konkurencyjność, chwytania okazji, bonusów, zbierania punktów a nawet do kolekcjonowania szkoleń, kursów dokształcających. Nie mam nic przeciwko nim jeśli sami je wybieramy i które rzeczywiście nas rozwijają w przez nas wybranym kierunku. Podnosi mnie na duchu, że jest coraz więcej ludzi, którzy tej gonitwie i sobie mówią STOP i zaczynają jakość swojego życia mierzyć przy użyciu zupełnie innych kryteriów. Nie ilość a jakość. Pomyślałam też, że wszystkie te pojęcia idealnie pasują do chrześcijaństwa, do mojej wiary. Slow faith a jakże! Pasuje wyśmienicie! Smakować samą esensję wiary – Boga, zachwycać się Jego pięknem, szukać Go w sobie, w innych ludziach, codzienności, różnorodności. Cieszyć się, być wdzięcznym, zapłakać i wykrzyczeć coś, co boli.

Po prostu Żyć i wierzyć.