„W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział:
«Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem».A wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?» Jezus bowiem od początku wiedział, którzy nie wierzą, i kto ma Go wydać. Rzekł więc: «Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli nie zostało mu to dane przez Ojca». Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?»” (J 6, 55. 60-69)
Fragment ten sprowokował we mnie to pytanie: kiedy zaczyna się tak naprawdę wiara?
Jezus mówi trudną rzecz do przyjęcia, że trzeba Go spożywać. Ci, którzy za nim chodzili, apostołowie i uczniowie nie mieli lekko 🙂 . Wiele rzeczy i słów niezrozumiałych. Zachowanie Jezusa często było szaleństwiem, no i te dziwne sytuacje, cuda … A teraz jeszcze to: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem”?!
Dziś nic właściwie się nie zmieniło. Jezus mówi te same słowa. Apostołowie i uczniowie słuchają… Nie mamy lekko… Mało rozumiemy i jeszcze te cuda, o których słyszymy. Uważają nas za oszołomów. Z zewnątrz nasze formy modlitwy prowokują innych, by postukać się w czoło … Spożywamy Jezusa…
Nie jeden z uczniów Jezusa zastanawia się czy to ma sens?
Od szemrania zaczyna się zwątpienie. A Jezus mówi; „Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem”.
Wierzysz w to?
Wielu nie uwierzyło i w rezultacie odeszło. Tak było i nadal tak się dzieje.
„Czy i Ty chcesz odejść?” – pyta mnie Jezus.
W prosty (nie biblijny) sposób patrząc człowiek to rozum, serce i ciało. Moje ciało jako pierwsze „chodziło za Jezusem” – właściwie to byłam prowadzona przez Babcię i Mamę. Potem sama nie wiem jak i kiedy „poszło serce”. Myślę, że przez czytanie Biblii, przykład ludzi, którzy mnie inspirowali ( m.in moi Bracia, przyjaciółki i kapłani) i „połykaniu książek” o różnej treści serce mi mocnej zabiło do tego, co oferuje mi Jezus. Z rozumem to była pełna przygód przeprawa :). Przez spory z Bogiem, studia teologiczne, słuchaniu wielu wykładów i doświadczeń wielu ludzi i własnych wiem, że rozum zawsze dojdzie do jakiś granic. Im prostszy człowiek tym szybciej dochodzi do swojej granicy rozumowania i jest szcześliwszy, moim zdaniem. Doszłam na swój sposób do owej granicy i … zaufałam, uwierzyłam i trwam.
«Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A my uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty jesteś Świętym Bożym».
Jak myślisz co było/jest największą przeszkodą byś uwierzył/a?